niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 4

Kiedy zjedliśmy pizze poszłam odprowadzić Vicky do domu. Gdzieś w połowie drogi zapytałam jej:
- Co chciał od ciebie James?
- Wiedziałam, że o to zapytasz. - uśmiechnęła się
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Nic co powinno cię interesować. - odpowiedziała
- Niech ci będzie.
Nie męczyłam jej już. Tak szczerze to zbytnio mnie to nie interesowało. Miałam tylko nadzieję, że James nie dowiedział się o tym, że jestem Bezimienną.
Odprowadziłam Vicky pod sam dom. Kiedy wracałam ktoś mnie przytulił.
- Nie powinnaś sama chodzić po lesie. - rozpoznałam głos Roba
- Przestraszyłeś mnie. - odwróciłam się w jego stronę - Co ty tu właściwie robisz?
- Muszę iść do kuzyna.
- Szkoda, myślałam, że mnie odprowadzisz.
- Innym razem słońce.
Pocałował mnie w policzek i każde z nas poszłam. Kiedy wchodziłam do domu, rodzice z niego wychodzili.
- A wy gdzie? - spytałam
- Musimy jechać w delegacje. - odpowiedział tata
- Dopiero z jednej wróciliście.
- Nam też się to nie podoba.
Pożegnałam się z nimi i weszłam do salonu. Chłopacy oglądali jakiś film w telewizji. Usiadałam pomiędzy Jamesem i Kendallem. Wzięłam  telefon do ręki i sprawdziłam liczbę wyświetleń piosenki. Było ich prawie dziesięć tysięcy.
- Ta dziewczyna, której szukacie dodała nową piosenkę. - podałam  telefon Jamesowi
- No właśnie, wiemy, że Bezimienna mieszka w Nowym Yorku. Może.znasz kogoś takiego?
- Napewno nikt z mojej szkoły. - powiedziałam pewnym tonem
- A tak z innej beczki. - zaczął Logan - Jaką z naszych piosenek lubisz najbardziej?
- Wszystkie są świetne.
- Ale tylko jedną. - powiedział James
- Jedna... no to... "We Are". - powiedziałam
- Okey. - powiedzieli równoczenie
- Co kombinujecie? - wyczułam podstęp
- Z ciekawości pytamy. - odpowiedzia za wszystkich Kendall
- Niech wam będzie. - wstałam z kanapy - Chcecie coś do picia?
- Sok. - odpowiedzieli równocześnie
- Okey.
Poszłam do kuchni i ponalewałam do szklanek soku pomarańczowego. Skąd wiedziałam, że chodzi im o ten? Proste. James ich tego nauczył. Postawiłam szklanki na tackę i wróciłam do salonu. Usiadłam na moim poprzednim miejscu. Do drugiej w nocy oglądaliśmy filmy.

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 3

***James***

Szedłem do pokoju Kamili. Chciałem się spytać czy dziewczyny zjedzą z nami pizze. Miałej już zapukać, ale usłyszałem rozmowę mojej siostry z jej przyjaciółką.
- ... oni mają misja. - powiedziała Kamila
- Jaką misję? - spytała jej przyjaciółka
- Muszą znaleźć Bezimienną.
- Ale Bezimienna to ty. - powiedziała Vicky
- Cicho, bo cię usłyszą. - skarciła ją moja siostra
- Dobra, a tak poza tematem, jak spędzisz jutro urodziny?
- Mówiłam, że nie wyprawiam.
- Ale... skoro James... tu jest...
- To nic nie zmienia. - przerwała jej Kamila
Nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. Moja siostra jest Bezimienną. Dlaczego mi nie powiedziała? Jeszcze ta druga sprawa. Nie chce obchodzić swoich urodzin i to moja wina. Otrząsnąłem się z tego co usłyszałem i zapukałem.
- Proszę. - usłyszałem głos Kamili
- Chcecie zjeść z nami pizze? - spytałem
- Jasne. - powiedziały równocześnie
- Zawołasz nas jak przywiozą? - spytała Kamil
- Okey. - powiedziałem
Wyszedłem z jej pokoju. Zszedłem do salonu gdzie siedzieli chłopacy.
- I co? - spytał Logan
- Zjedzą z nami. - odpowiedziałem
- Mamy dobre wieści. - powiedział Carlos
- Dawaj.
- Wiemy, że Bezimienna mieszka w Nowym Yorku. - oznajmił Kendall
- Super, przynajmniej będzie mniej szukania.
Nie powiedziałem im, że Kamila jest tą, którą szukamy. Miała swoje powody, żeby nam nie mówić. Tylko jakie? Dlaczego chce, żebyśmy szukali wiatru w polu?
- Słuchajcie, musimy urządzić Kamili jakieś przyjęcie urodzinowe. - powiedziałem
- To ona nic nie wyprawia? - spytał Kendall
- No właśnie nie. I to chyba przeze mnie. - powiedziałem skruszonym głosem
- Trzeba przyznać, dałeś plamę. - powiedział Logan
- Pocieszasz.
- Co wy na to, żeby wynająć jakąś salę i zaprosić ludzi z jej szkoły. - zaproponował Carlos
- Sam na to wpadłeś? - spytał Kendall
- Tak, a co?
- Bo to naprawdę świetny pomysł. - powiedziałem
Zadzwonił dzwonek. Kendall poszedł zapłacić, a ją zawołałem dziewczyny. Zeszły po chwili.
- Vicky,możemy chwilę pogadać? - spytałem
- Jasne. - wstała i przeszliśmy do kuchni - Co jest?
- Jak wiesz, Kamila ma jutro urodziny, a może też wiesz czy coś organizuje? - udawałem, że nic nie wiem
- Z tego co mi wiadomo, to nie, a dlaczego pytasz?
- Bo wpadliśmy z chłopakami ns pomysł, żeby wynająć jakąś salę, pozapraszać ludzi, tylko nie mam numerów.
- Spoko, pozapraszam ludzi. - powiedziała
- Dzięki.
Wróciliśmy do salonu. Dopadliśmy się di ostatnich kawałków pizzy. Potem graliśmy w pytanie czy wyzwanie. Mina Logana, kiedy musiał wypić wodę z toalety, była bezcenna. Około godziny dwudziestej Kamila poszła odprowadzić Vicky. Zadzwonił telefon. Odebrała go mama. Po zakończonej rozmowie wymieniła parę zdań z tatą i zaczęli biegać po całym domu.
- Diabeł was goni, czy co? - spytałem
- Musimy jechać w delegacje, znowu. - powiedział tata
- Przecież z jednej dopiero wróciliście.
- My to wiemy. - powiedziała mama
- Do zobaczenia. - powiedziałem
- I nawzajem. - odpowiedzieli równocześnie
Byliśmy przyzwyczajeni do pożegnań. Kiedy razem z Kamilą byliśmy dziećmi często nas zostawiali samych lub pod czyjąś opieką. Wróciłem do salonu. Chwilę po mnie weszła Kamila