wtorek, 14 października 2014

Rozdział 11

  Odłożyłam gitarę. Podeszłam do biórka. Wzięłam nasze stare zdjęcie z wakacji zrobione cztery lata temu. Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi.
Po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się. Stał tam James.
- Jak tu wszedłeś? - spytałam
- Nie jestem jeszcze tak głupi.
  Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale postanowiłam nie dążyć tematu tylko go przytuliłam.
- Co się z nimi stało? - spytałam
- Podobno wjechał w nich jakiś samochód, ale nic nie wiadomo, bo sprawca uciekł z miejsca zdażenia. - odpowiedział - Wiesz,ze Carlos nie chciał?
- Wiem, że jak twój przyjaciel coś palnie to strach się bać.
- Obejrzysz z nami film? - spytał Kendall wchodząc do mojego pokoju
- A pukać mamusia nie nauczyła? - spytałam
- Miałaś otwarte. - bronił się - To jak?
- Jestem zmęczona.
- No chodź. - powiedzieli równocześnie Logan i Carlos
- Ale jak zasnę, to wy mnie zanosicie do łóżka.
- Dobra. - powiedzieli równocześnie
  Zeszliśmy do salonu. Chłopacy wybrali film, a ja poszłam do salonu wlać sobie soku. Wróciłam i usiadłam między Kendallem, a Carlosem. Chciałam wziąć łyk napoju, ale spostrzegłam, że w mojej ręce nie ma szklanki.
- Carlos, nie łaska wstać i sobie wziąć?
- Jak już przyniosłaś.
- To teraz się ruszasz i wlewasz mi sok.
- Niech ci będzie. - powiedział i wstał
  Film się zaczął. Latynos przyniósł mi napój i usiadł na swoim poprzednim miejscu, jednak nie dane mi było skończyć soku, ponieważ w piętnastej minucie filmu zasnęłam.
  Następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku. Chłopacy dotrzymali obietnicy. Wstałam i ubrałam się. Zeszłam do kuchni i zrobiłam dla wszystkich kanapki. Pierwszy wstał mój brat.
- Cześć młodsza siostro. - pocałował mnie w policzek
- Cześć starszy bracie. - odpowiedziałam, James chciał coś powiedzieć,a le się powstrzymał - Chciałeś powiedzieć, że musimy iść załatwić pogrzeb?
- Skąd wiedziałaś?
- Znam się od dziewiętnastu lat. - uśmiechnęłam się lekko
- Wiem, że to jest dla ciebie ciężkie.
- Dla ciebie tak samo.
- Ale na ciebie wszystko spadło jak grom z jasnego nieba.
- Niby co?
- Zdrada Vicky i Roberta, śmierć rodziców.
- James, czy ty uważasz, że jestem dzieckiem?
- Jasne,  ze nie.
- To zawołaj mnie jak będziesz miał chęć ze mną porozmawiać na poważnie.
  Wyszłam z kuchni i poszłam do salonu. Wzięłam mojego laptopa i zalogowałam się na Facebooka. Dostępna była Inez, moja kuzynka. Od razu do mnie napisała:
  Cześć piękna. Co słychach?
Odpisałam
 Powiedzmy, ze żyję. 
  A co się stało?
 Eh... I tak się dowiesz, więc napisze ci teraz. Nasi rodzice zginęli wczoraj w wypadku. 
  O matko. Kamila przykro mi ;(
 Na każdego kiedyś przyjdzie pora. 
- Kamila! - zawołał mnie James
 Kończę. Odezwę się jak będzie coś wiadomo. 
  Pa ;(
Wylogowałam się i odłożyłam laptopa na jego poprzednie miejsce. Podeszłam do kuchni, gdzie ciągle siedział mój brat.
- Słucham? -- spytałam
- Ubiorę się i pójdziemy wszystko pozałatwiać, oki?
  Do kuchni zaczęła się schodzić reszta, a James poszedł się ubrać. kiedy wrócił poszliśmy pozałatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem rodziców.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka.
Chciałabym was bardzo mocno przeprosić,  że tak długo nic nie dostawałam,  ale wiecie szkoła,  a do tego masa zajęć dodatkowych. 
Nie obiecuję,  że się poprawię,  bo na prawdę na nic nie mam czasu.  Ale się postaram.  Liczą się chęci,  prawda?
To do następnej notki ☺

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 10

  Stanęłam przed salą na której leżał mój przyjaciel. Drzwi były otwarte, więc spokojnie mogłam dostrzec, że bawi się telefonem. Musiałam wyglądać okropnie, bo kiedy na mnie spojrzał od razu domyślił się o co chodzi.
- Dowiedziałaś się? - spytał odkładając telefon na szpitalną szafkę
- Nie powinnam prosić Jamesa, żeby mi powiedział. - powiedziałam siadając koło jego łóżka
- To też twoi rodzice. Miałaś prawo wiedzieć. - powiedział siadając
- Tak, ale James chciał mi oszczędzić bólu.
- Pomyśl inaczej. James i tak musiał by ci to powiedzieć, a wtedy sprawiłby ci jeszcze większy ból tym, że ukrył to przed tobą. - przytulił mnie
- Masz racje. Dziękuję.
- Ja zawsze mam racje. - uśmiechnął się
- Kiedy wychodzisz? - spytałam zmieniając temat
- Sądzę, że zaraz się dowiemy. - kiedy to mówił do dali wszedł lekarz - Doktorze kiedy wychodzę?
- A obiecuje pan, że nie będzie pan szaleć? - odpowiedział pytaniem
- Już ja go przypilnuję. - powiedziałam
- To możemy pana wypisać nawet zaraz.  - powiedział lekarz zamykając kartę Kendalla
- Tak. - powiedzieliśmy równocześnie, lekarz bardzo dziwnie się na nas spojrzał
- To ja przygotuje panu wypis, a pan niech się spakuję.
- Dobrze. - powiedział Kendall
  Wyszłam z sali za lekarzem, żeby blondyn mógł się spokojnie przebrać i spakować. Przy recepcji mężczyzna wręczył mi całą kartotekę Kendalla i się pożegnał.
  Po chwili podszedł do mnie Kendall i wyszliśmy ze szpitala. Nie zdążyliśmy zrobić nawet dwóch kroków kiedy podbiegł do nas jakiś brunet w okularach, na oko wyglądał na trochę starszego ode mnie.
- Kendall co robiłeś w szpitalu? - spytał
  Spojrzałam na mojego przyjaciela. Był zmieszany. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Widzisz bo Kendall złapał bardzo dziwnego wirusa. Lekarze do końca nie wiedzą co mu jest, wiadomo tylko, że może zarazić każdego w odległości pięćdziesięciu metrów, pod warunkiem, że nie jest zaszczepiony.
- To dlaczego stoisz obok niego?
- Słuchałeś mnie w ogóle? Zaraża osoby nie zaszczepione. - Kendall zaczął tłumić śmiech kaszlem - Radzę ci uciekać zanim ciebie zarazi.
  Mężczyzna jak na zawołanie zaczął biec w przeciwnym kierunku. Kendall i ja spojrzeliśmy na siebie po czym wubuchneliśmy głośnym śmiechem.
- Jak można być tak głupim? - spytałam przez śmiech
- Ludzi nie ogarniesz. Są stworzeni do wpychania nosa w nie swoje sprawy. - odpowiedział poważnie lecz po chwili znowu wybuchnął śmiechem
  Postanowiliśmy wrócić do domu. Po drodze cały czas śmieliśmy się z sytuacji spod szpitala. Weszliśmy do domu. Logan i Carlos zaalarmowani naszym śmiechem aż przyszli zobaczyć co się stało.
- O Kendall. - powiedzieli równocześnie
- Cześć wam. - powiedział nadal się śmiejąc
- Skończ się śmiać. - powiedziałam już panując nad sobą
- A co wam tak do śmiechu? - spytał Latynos, a my weszliśmy do salonu
- Dowiedziałem się dzięki komu James ma tak zrytą psychikę. - powiedział Kendall
- Co mnie obgadujecie? - do salonu wszedł mój brat - O cześć Kendall.
- Hej. 
- Słyszałem swoje imię? - spytał mój brat
- Kendall uważa, że przeze mnie masz zrytą psychikę. - powiedziałam
- I ma racje. - uderzyłam go łokciem w żebro - Ała, a tak w ogóle dlaczego tak powiedział?
  Znowu zaczęliśmy się śmiać. Kendall też. Po jakiś dwóch minutach byliśmy w stanie im wszystko opowiedzieć. Również zaczęli się śmiać. 
- Głupek. - stwierdził Logan
- Coraz głupszych ludzi zatrudniają w gazetach. 
- Mam jednak mądrą siostrę. - James objął mnie ramieniem
- Raczej o bujnej wyobraźni.
- Nie wyglądacie na rodzeństwo, które dzisiaj straciło rodziców. - wypalił Carlos, do oczu napłynęły mi łzy
  Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Dla pewności pozamykałam też okna i balkon. Wzięłam gitarę i zaczęłam grać melodie, która jako pierwsza przyszła mi na myśl. 

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 9


 Zeszliśmy do salonu. Logan i Carlos siedzieli i szukali czegoś w laptopie.
- Co robicie? - spytałam
- Szukamy jakiegoś kontaktu do Bezimiennej. - odpowiedział Logan
- Chcecie z nią pogadać?
- Tak. - odpowiedzieli równocześnie trochę poddenerwowanym tonem
- No to słucham.
  Obydwoje równocześnie podnieśli głowy i patrzyli na mnie ze zdziwionymi minami przez jakieś dwie minuty. Trochę bawiła mnie ta sytuacja.
- Ty jesteś Bezimienną? - spytał Carlos
- Talent odziedziczyłam po tym panu, który siedzi po mojej prawej stronie. - powiedziałam wskazując kciukiem na mojego brata
- Nie mogłaś nam szybciej powiedzieć?
- Powód dla którego wam nie powiedziałam zostanie między mną, a Jamesem.
- Widzicie jestem wyjątkowy. - powiedział James z nutką satysfakcji w głosie
  Uśmiechnęłam się. Chłopacy wytłumaczyli mi jak wygląda praca w ich wytwórni. Wstępnie się zgodziłam, ale to tylko wstępnie. Ostateczną decyzję podejmę po rozmowie z kimś z ich wytwórni. Vic i Rob próbowali się jeszcze dodzwonić na numer domowy, ale żadne z naszej czwórki nie podchodziło do telefonu.
  Następnego dnia wstałam po dwunastej. Postanowiłam zrezygnować z biegania i od razu ubrałam się w rzeczy na co dzień. Zeszłam na dół i powędrowałam do kuchni. Na stole leżała wiadomość od chłopaków.

    "Jesteśmy u Kendalla jakby co to dzwoń"
   
  Podeszłam do lodówki. Była pusta i to dosłownie. Najlepiej zostawić biedną Kamilę samą, bez jedzenia i jechać do przyjaciela, w którym się zakochała. Faktem jest, że oni nic nie wiedzą i na razie się nie dowiedzą, Przeszłam do salonu i wzięłam laptop Carlosa, był najbliżej, a mi nie chciało się iść na górę. Ledwo połączyłam się z internetem, a już usłyszałam, że ktoś próbuję się dodzwonić. Była to Alexa.
- Cześć Alexa. - przywitałam się z nią
- Cześć Kamila, jest Carlos?
- Ze mną to już nie warto pogadać? - spytałam
- Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. - powiedziała
- Dzięki.
  Zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam jej o wydarzeniach z minionych dwóch tygodni. Rozmawiałyśmy ponad godzinę i rozmawiałybyśmy jeszcze gdyby nie to, że musiała iść do pracy. Przed zakończeniem rozmowy chyba z dziesięć razy przypomniała mi, że mam powiedzieć Carlosowi, żeby do niej zadzwonił.
  Zaczął mi doskwierać głód więc postanowiłam iść do baru, który w swoim menu  miał ofertę śniadaniową. Nie była daleko, więc mogłam się przejść i nie umrzeć z głodu. Kiedy tam dotarłam zamówiłam bułkę z sałatą, serem, pomidorem i ogórkiem. Po zjedzeniu postanowiłam się przejść.
- Powinniśmy pogadać. - usłyszałam znajomy głos Roberta
- Tak, ja się zgodzę i pogadam z tobą, potem, żeby nie mieć wyrzutów, że jestem nie fair pogadam z Vicky. Ty zrzucisz winę na Vicky, Vicky na ciebie. Może któremuś z was uwierzyła gdybym nie weszła w odpowiednim momencie.
  Chciałam się odwrócić i iść w swoją stronę, ale Rober chwycił mnie za ramiona i nie mogłam mu się wyrwać.
- Puść mnie!
  Nie zdążyłam szarpnąć się kolejny raz, ponieważ ktoś go uderzył, a po chwili mnie przytulił. Był to James, a przed nami stanęli Carlos i Logan.
- Nie słyszałeś co powiedziała? - spytał Carlos takim tonem, że sama się przestraszyłam
- Jeszcze się spotkamy. - powiedział patrząc mi w oczy
- Nie pozwolę cię skrzywdzić. - szepnął mi James do ucha
- Jak ja się cieszę, że już mnie z nim nie łączy.
  Wracaliśmy do domu w ciszy, co było nie możliwe przy tej czwórce. Spojrzałam na Jamesa. Miał smutną minę. Smutną to mało powiedziane, wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć łzami.
- Stało się coś?- spytałam
- Nie, a czemu pytasz?- dopiero po chwili spojrzał na mnie, najpierw wymienił spojrzenia z Loganem i Carlosem
- James, mnie nie oszukasz.
- Przysięgam, że nic się nie stało.
- skoro tak mówisz. - powiedziałam zrezygnowanym tonem
  Nie wierzyłam mu. Wiedziałam, że coś musiało się stać. Może cos z Kendallem? Weszliśmy do domu. Postanowiłam poczytać, więc poszłam do pokoju i tam stanęłam przed jednym z największych dylematów. Co mam przeczytać? Po krótkim czasie udało mi się zdecydować na książkę Złodziejka książek. Czytałam ją już chyba z dziesięć razy i nadal mi się podobała. Zeszłam na dół.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. - usłyszałam głos Carlosa
- Ale co? - nie mogłam skojarzyć o co mu chodzi
- To, że miałem zadzwonić do Alexy. - odpowiedział
- No właśnie miałeś zadzwonić do Alexy. - weszłam do salonu
- Dzięki, że przekazałaś. - usłyszałam głos Lex dobiegający z laptopa Losa
- Przepraszam, zapomniałam.  - powiedziałam ze skruchą w głosie
- Masz szczęście, że cię  lubię. - powiedziała
- Też cię kocham. - uśmiechnęłam się
- Ej, to moja żona. - powiedział Carlos oskarzycielskim tonem
- Nie czepiaj się.
  Poszłam do kuchni. James i Logan o czymś rozmawiali, gdy weszłam od razu przestali.
- Logan, zostawisz nas samych? - spytałam, spojrzał na Jamesa
- Jasne. - odpowiedział i wyszedł z pomieszczenia
- James, o co chodzi? - usiadłam na przeciwko niego
- O n...
- James... - przerwałam mu - Nie kłam. 
- I tak nie mogę tego przed tobą ukrywać. - powiedział - Rodzice mieli dzisiaj wrócić. 
- No właśnie czemu ich jeszcze nie ma? - zmieszał się
- Oni... - nie mógł z siebie wydusić ani słowa
- Co z nimi? - nie wiedziałam o co mu chodzi, widziałam, że cierpiał, a aj nie mogłam mu pomóc
- Oni nie wrócą. - kiedy dotarło do mnie co powiedział w oczach stanęły mi łzy
- Chcesz powiedzieć, że... - nic więcej nie chciało mi przejść przez gardło
  James nic nie powiedział tylko mnie przytulił.  On potrzebował mnie tak samo jak ja jego. Łzy płynęły mi strumieniami. Spojrzałam na twarz Jamesa. Był rozdarty, z jednej strony chciał to jakoś odreagować, a z drugiej nie chciał okazać słabości przy mnie. 
- Nie powstrzymaj się. - powiedziałam - Idę się przejść, chcę pobyć sama. 
- Tylko nie rób nic głupiego. - powiedział - Mam tylko ciebie
- Kocham cię. 
  Wyszłam z domu. Najpierw po mojej głowie chodziła myśl, żeby udać się do parku, ale tam mogłam natknąć się na Roberta i Vicky, więc postanowiłam iść odwiedzić Kendalla w szpitalu. 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Odnalezieni po latach

Hejeczka :) Dzisiaj przychodzę do was z jednorazówką z okazji urodzin Carlosa. Wiem, że jego urodziny są dopiero jutro, ale jutro niestety nie będę miała czasu, żeby ją dodać.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
  ****Carlos****

- Carlos, dzisiaj ty pokazujesz zdjęcia. - usłyszałem krzyk Logana z salonu
- Już idę. - odkrzyknąłem z salonu
  Otworzyłem szufladę, w której były moje albumy, wyciągnąłem je i zszedłem na dół.
- Pokaż co tam masz. - powiedział Kendall i zabrał jeden z albumów
Na początku oglądaliśmy zdjęcia z czasów, kiedy byłem niemowlakiem. Było pełno śmiesznych zdjęć. Śmieliśmy się jak nigdy. Następny był z moich szkolnych lat. Dokładniej jak miałem od sześciu do trzynastu lat.
  Miło było powspominać te wszystkie czasy, jednak najmilej wspominało się zdjęcia z ostatniego albumu. Jego okładka nie było jedno kolorowa jak reszty. Widniało na niej zdjęcie moje i...
- Kto to jest? - spytał James
- To Agata, moja przyjaciół ka z dzieciństwa.
- Nigdy o niej nie wspominałeś. - wypomniał mi Logan
- Jakoś nie było okazji.
- To wspomnij o niej teraz. - powiedział Kendall
- Agata pochodziła z polski. - zacząłem wspominać - Poznaliśmy się kiedy mieliśmy po sześć lat. Wychowywał ją ojciec, gdyż jej mama zmarła miesiąc po jej narodzinach. Ze względu na pracę jej taty często podróżowali. W Columbii mieszkali osiem lat i było to miejsce, w którym mieszkali najdłużej, ale zaczynając od początku:
  Agata była niską brunetką o zielonych oczach. Była bardzo nie ufna. Wprowadziła się z ojcem do domu, który sąsiadował z moim. Dzień po ich przeprowadzce zobaczyłem jak czyta książkę na trawie. Podszedłem do płotu i spytałem:
- Jak masz na imię?
- Agata. - odpowiedziała lustrując mnie wzrokiem
- Jestem Carlos, pobawisz się ze mną. - spytałem
- Chcesz się ze mną zakolegować, prawda? Nie masz po co, niedługo znów wyjadę.
- Ale prawdziwa przyjaźń zostaje na zawsze, tak mówi moja mama.
- Ty masz mamusie, ja nawet swojej nie znam. 
- Przykro mi, to jak pogramy w piłkę?
  Dziewczyna się uśmiechnęła, po czym odwróciła głowę i krzyknęła; 
- Tato, mogę iść pograć z sąsiadem w piłkę?!
- Dobrze! - odpowiedział męski głos.
  Brunetka przeszła przez płot i zaczeliśmy grać w piłkę Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Kiedy byliśmy starsi wszyscy myśleli, że jesteśmy parą, ale wtedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Wtedy nie rozumiałem, że ją kochałem. W wieku dwunastu lat zawarliśmy umowę, że jeśli po czterdziesce nadal będziemy samotni to weźmiemy razem ślub. - zaśmiałem się - W dniu moich trzynastych urodzin dała mi najlepszy prezent, mianowicie zaśpiewała mi piosenkę. To były najlepsze urodziny w moim życiu. Było dużo śmiechu i zabawy. Nigdy się tak nie uśmiałem.
  Jednak tydzień później stało się coś strasznego. Wieczorem przyszła do mnie cała we łzach. Miałem podejrzenie, że czeka ją kolejna przeprowadzka, ale nie chciałem tego do siebie dopuścić 
- Czemu płaczesz? - spytałem
- Za tydzień wyjeżdżamy. 
  Przytuliłem ją. Nie mogłem uwierzyć, że moje podejrzenia się sprawdziły.Moja przyjaciółka, osoba, którą kochałem miała wyjechać i  najprawdopodobniej już nigdy nie wrócić  Żyła już z myślą, że zostaną tu na stałe, a tu takie rozczarowanie. 
   Cały tydzień spędziliśmy razem. Nie było chwili, żebyśmy byli oddzielnie. Potrafiliśmy całą noc rozmawiać stojąc przy oknach naszych pokojów. 
   Kiedy nadszedł ten nieszczęsny dzień pojechałem wraz z rodzicami odwieźć ją i jej ojca na lotnisko. 
- Będę tęsknić. - powiedziała ze łzami w oczach, kiedy nasi rodzice zajeli się rozmową na temat miasta gdzie od tego dnia mieli mieszkać 
- Ja też. - mimo wielkich starań po moich policzkach zaczeły spływać łzy
- Mam dla ciebie prezent. - powiedziała
   Ze swojej torby wyciągnęła album. Na jego okładce było zdjęcie zrobione trzy dni wcześniej jak siedzieliśmy na ławce przed jej domem. Obejmowałem ją, a ona trzymała głowę na moim ramieniu. Otworzyłem go. Były tam nasze wspólne zdjęcia, poukładane w kolejności chronologicznej. Pod każdym z nich był krótki opis. 
- Sobie zrobiłam taki sam, żebyśmy zawsze mieli o sobie takie same wspomnienia. 
- Żałuje, że nie mam nic dla Ciebie. - przytuliłem ją
- Przez te osiem lat dałeś mi o wiele więcej niż przez reszta życia wszyscy ludzie razem wzięci. Dałeś mi przyjaźń. - poczułem jak po jej policzkach spływają kolejne strumienie łez
- Pasażerowie lecący do Anglii proszeni udać się na odprawę. - usłyszeliśmy głos z głośników
- Nie żegnamy się na zawsze. Uznajmy, że wyjeżdżasz na długie wakacje. - powiedziałem
- Wrócę jak tylko będę mogła. - powiedziała łamiącym się głosem
- Przykro mi, ale musimy już iść. - przerwał nam jej tata
  Spojrzałem mu w oczy. Zauważyłem w nich ból, że jego córka cierpi. Wiem, że nie chciał wyjeżdżać, ale jego obowiązki nie dawały mu wyboru.'
- Do zobaczenia. - powiedziała dziewczyna uwalniając się z moich objęć
  Poszła za tatą. Podeszła do bramki i podała paszport, wysokiemu mężczyźnie ubranemu w białą koszulę i czarne spodnie dżinsowe. Po odebraniu go odwróciła się do mnie jeszcze raz i pomachała mi, chciała się szczerze uśmiechnąć ale jej oczy zdradzały, że cierpi. Odwróciła się i podeszła do swojego ojca. 
- Później zaczeliśmy mailować, ale kontakt nam się urwał kiedy wstąpiłem do zespołu.
- Masz gdzieś tą piosenkę, którą ci zaśpiewała na urodzinach? - spytał Logan
- Pewnie.
  Wziąłem telefon ze stołu i szybko odnalazłem piosenkę Tak niewiele i włączyłem ją chłopakom.
- Jest niesamowita, do tego była słodka. - powiedział Kendall
- Teraz byś jej nie poznał. - powiedziałem lekko tajemniczym tonem
- Masz gdzieś jej zdjęcie? - spytała cała trójka równocześnie
  Wszedłem na Facebooka i znalazłem Agatę w znajomych. Pokazałem chłopakom jej zdjęcie.
- Ładna jest. - powiedział James
- Wiem. - powiedziałem - Dobra, dosyć tego dobrego. Jutro trzeba rano wstać.
  Wszyscy jak na zawołanie wstaliśmy z kanapy i powędrowaliśmy do swoich pokoi.

***5 dni później***

  Dziś są moje urodziny. Z chłopakami postanowiliśmy się wybrać do baru karaoke. Po godzinie osiemnastej byliśmy już w klubie. Usiedliśmy w roku baru, żeby nie zostać rozpoznanym przez fanki. Po kilku piosenkach usłyszałem znajomy głos.
- Tą piosenkę dedykuje mojemu przyjacielowi z dzieciństwa, który ma dzisiaj urodziny. Carlos, to dla ciebie.
  Kiedy usłyszałem swoje imię spojrzałem na scenę. Stała na niej Agata we własnej osobie. Śpiewała tą samą piosenkę co dwanaście lat temu.
  Nie mogłem uwierzyć, że znowu ją widzę. Nagle poczułem się tak jakby wszystkie moje problemy zniknęły.
  Kiedy brunetka skończyła śpiewać skierowałem się pod scenę z nadzieją, że ją tam znajdę. Znalazłem. Stała pod sceną i całowała się z jakimś chłopakiem. Zabolało mnie, ale nie miałem zamiaru jej przerywać. Wróciłem do zabawy z chłopakami.
  Po kilku godzinach zachciało nam się pić, więc postanowiłem kupić nam po piwie. Kiedy wracałem do chłopaków ktoś na mnie wpadł. Okazało się, że była to Agata.
- Carlos, nie mogę uwierzyć, że to ty. - rzuciła mi się na szyję
- Też nie mogę uwierzyć.
- Wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję, kiedy przyjechałaś?
- Kilka dni temu. Przyjechałam do taty.
- A gdzie mieszkałaś zanim tu przyjechałaś?
- Po Anglii był Nowy York. Polska, znowu Anglia i teraz prowadzę rozmowę z moim przyjacielem.
- Agata, jedziemy? - zobaczyłem chłopaka, z którym się wcześniej całowała, mogłem teraz zauważyć, że ma blond włosy i brązowe oczy
- Carlos, poznaj Toma, to mój narzeczony. Może przyszedłbyś na nas ślub za trzy dni?
  Zamurowało mnie. dziewczyna, w której się zakochałem już w dzieciństwie, teraz wychodzi za kogoś innego.
- Przykro mi ale za trzy dni gramy koncert w Nowym Yorku. - skłamałem
- Szkoda, to do zobaczenia. - przytuliła mnie i skierowała się do wyjścia
  Nadal to do mnie nie docierało. Czyli ona jednak nie czuła  do mnie tego samego co ja do niej? Ale czy naprawdę kochała Toma? Postanowiłem nie myśleć o tym.

***Następny dzień***
  Obudził mnie dzwonek do drzwi. Poleżałem chwilę z chęcią sprawdzenia czy któryś z chłopaków się ruszy. Oczywiście żaden nie wstał. Z wielkim bólem głowy wstałem i zszedłem na dół. Kiedy otworzyłem drzwi, ujrzałem mężczyznę w podeszłym wieku z lekko siwiejącymi włosami. W jego twarzy było coś znajomego.
- Witaj Carlos, pamiętasz mnie? - spytał, jego głos przypomniał mi kim jest
- Pan Mariusz? Proszę niech pan wejdzie. - wpuściłem go do środka
- Nie zajmę ci dużo czasu. - powiedział wchodząc
- Co pana sprowadza?
- Szczęście mojej córki. - odpowiedział
- Widziałem się wczoraj z Agatą i wygląda na szczęśliwą - powiedziałem
- No właśnie, wygląda na szczęśliwą. Przez te dwanaście lat nie było chwili, żeby o tobie nie mówiła lub nie myślała. Kiedy wstąpiłeś do zespołu i urwał wam się kontakt, ona strasznie cierpiała. Uwierz mi ona nie kocha Toma, tylko ciebie. To małżeństwo, będzie fikcyjne, ono ją zniszczy. Musisz mi pomóc nie dopuścić do tego małżeństwa.
- Jak mam to zrobić?
- Jesteś mądrym chłopakiem Carlos. Na pewno coś wymyślisz - uśmiechnął się przyjaźnie i wyszedł, po chwili zeszli chłopacy
- Kto to był?
- Ktoś kto dał mi do myślenia. - powiedziałem

***Kolejny dzień***
Rano poszedłem pobiegać. Nic, nie wymyśliłem, żeby zapobiec temu ślubowi. Cały czas próbuje się do mnie dodzwonić ojciec Agaty, a ja nie odbieram, ponieważ nie wiem co mu powiedzieć.
  Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Postanowiłem przerwać uroczystości zaślubin. Nie miałem pojęcia jak to zrobię, ale wiedziałem, że muszę to zrobić  Musiałem dla dobra Agaty.
  Pobiegłem szybko do kościoła. Kiedy tam dotarłem od razu krzyknąłem:
- Przerwać ceremonie!
  Podeszło do mnie dwóch ochroniarzy. Byli zmieszani, ponieważ Tom kazał im mnie wyprowadzić, a Agata mówiła, że mają mnie zostawić. Postanowiłam mówić dalej.
- Agata, ja wiem, że ty mnie kochasz, tak samo jak ja kocham ciebie. Wiesz, że to małżeństwo będzie fikcją. Jeśli jednak chcesz związać się z Tomem, to podejdź do mnie, spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że mnie ie kochasz.
  Moja przyjaciółka była zmieszana. Patrzyła to na mnie, to na swojego narzeczonego, swojego ojca i resztę gości. Po chwili zaczęła iść w moją stronę. Wiedziałem, że mi się nie udało. Czyli jednak Agata nie czuła do m,nie tego samego. Brunetka stanęła przede mną miała obojętny wyraz twarzy i patrzała mi prosto w oczy przez kilka sekund. Po chwili uśmiechnęła się i mnie pocałowała, a ochroniarze mnie puścili.
- Przez te wszystkie lata moje uczucie było takie samo. Kocham cię.
  Tym razem ja ją pocałowałem. Trwaliśmy w pocałunku słysząc za sobą wiwaty większości gości.


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 8

- Coś się stało? - spytał Carlos widząc nasze grobowe miny po wejściu do domu
- Coś z Kendallem? - spytał Logan
- Nie, z Kendallem wszystko dobrze. Ja pójdę spać.
  Chciałam ominąć rozmowę z Jamesem. Niestety nie udało mi się.
- Może skończysz to co zaczełaś? - spytał James
- Co mam ci powiedzieć, że chłopak, którego kochałam zdradził mnie z moją przyjaciółką.
  Ze łzami w oczach pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy próbując zasnąć. Niestety sen nie przychodził, a ja stwierdziłam, że nie mogę leżeć bezczynnie. Wzięłam laptopa i zalogowałam się na facebooka. Dostałam masę wiadomości od Vicky. Chciała się pogodzić. Nigdy nie zrozumiem jak można coś takiego wybaczyć. Rozumiem próbować zapomnieć, ale wybaczyć? Dla mnie to jest niewybaczalne.
  Usunełam Vicky ze znajomych, to samo zrobiłam z Robem.
- Kamila? - usłyszałam głos Jamesa dobiegający ze strony balkonu, odwróciłam się w tamtym kierunku
- Jak tu weszłeś? - spytałam, zauważyłam, że mój głos nie był łamiący, a moje oczy były suche
- Balkon.
  Mogłam się domyśleć. Zawsze kiedy się kłóciliśmy on pierwszy przychodził przeprosić i zawsze wchodził przez balkon, ponieważ zapominałam go zamykać.
  James do mnie podszedł i mnie przytulił. Cała złość mi przeszła. Nigdy nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać.
- Nie chcę już mieszkać w Nowym Yorku. Wszystko tu będzie mi o nich przypominać.
- To przyznaj się, że jesteś Bezimienną i nie każ nam szukać wiatru w polu.
  Zatkało mnie. Skąd on wiedział? Od kiedy to wiedział? Jak długo udawał, że nic nie wie? Jak się dowiedział? Te wszystkie pytania kłębiły się w mojej głowie.
- Skąd wiesz? - spytałam
- Jesteś moją siostrą. - powiedział
- Od kiedy wiesz? - spróbowałam z innej beczki
- Dowiedziałem się w ten sam dzień, kiedy tu przyjechaliśmy. Usłyszałem jak rozmawiałeś z Vicky.
- Dlaczego nie powiedziałeś chłopakom, że wiesz? Oszczędziłbyś sobie i im wiele czasu.
- Miałaś swoje powody, żeby nam nic nie mówić, a poza tym gdzieś w głębi serca czułem, że gdybym powiedział to zrobiłbym ci przykrość. - powiedział, po chwili dodał trochę błagalnym tonem  - Kamila, wyjedź z nami do Los Angeles.
- Moim jedynym powodem dla którego się nie ujawniłam, jest to ten sam dla którego ty wstąpiłeś do zespołu.
- Skoro kochasz muzykę to wyjedź z nami. - użył tego samego tonu co poprzednio
- Będziesz ze mną? - spytałam
- Cały czas. - odpowiedział
- Słowo najlepszego brata na świecie? - spojrzałam mu w oczy
- Słowo najlepszego brata na całym świecie. - uśmiechnął się
- Kocham cię. - przytuliłam się do niego
- Ja ciebie też.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Hejka.
Jak wam się podoba rozdział?
Wiem, że jest krótki i beznadziejny, ale ostatnio mój poziom weny jest bardzo niski. Można powiedzieć, że mój mózg zrobił sobie wakacje :) Obiecuję poprawę. Przynajmniej próbe poprawy.
Czekam na opinie.

środa, 16 lipca 2014

Urodzinowa jednorazówka

Hejka.
Jak pewnie wiecie nasz kochany James ma dzisiaj urodziny. Z tej okazji postanowiłam napisać jednorazówkę. Pewnie i tak jej nie przeczyta, ale liczy się pamięć, prawda? Już bez większego gadania, zapraszam na jednorazówkę.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

***Ola***

  Poszłam na lodowisko. Jest trzydzieści stopni w cieniu. Trzeba się jakoś ochłodzić. Podeszłam do kasy i kupiłem bilet, następnie usiadłam na ławce i ubrałam moje białe łyżwy.
  Nie zdążyłam pojeździć nawet dziesięciu minut, ponieważ ktoś we mnie wjechał. Uderzyłam głową o barierkę, na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam ból w nodze.
- Palancie, patrz jak jeździsz! - krzyknęłam kiedy było już dobrze
- Sorry. - powiedział brunet
- Co mi z twojego "sorry"?
  Spróbowałam wstać, ale ból nogi był zbyt silny, żeby się wogóle ruszyć. Chłopak tez nie mógł wstać. Podbiegł do nas jeden z pracowników lodowiska.
- Coś się wam stało? - spytał mężczyzna
- Boli mnie noga i nie mogę wstać. - powiedział chłopak
- Mnie dodatkowo boli głowa. - powiedziałam
- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie. - powiedział pracownik
- Tylko nie to. - powiedziałam równo z chłopakiem, spojrzeliśmy na siebie złowrogo
- Słuchajcie, mogło wam się stać coś poważnego. Musi to zobaczyć lekarz.
- Niech będzie. - mruknęłam pod nosem
  Jacyś chłopacy zdjęli nas z lodowiska i posadzili na ławkach. Po jakiś dziesięciu minutach przyjechała karetka. Miałam podejrzenie wstrząsu mózgu, więc położyli mnie na noszach. Bruneta posadzili na fotelu obok. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, tylko czasem rzucaliśmy sobie złowrogie spojrzenia. Gdyby tego było mało położyli nas w jednej sali.
  Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy. Kojarzyłam ją tylko nie wiedziałam skąd.
- Nie spotkaliśmy się gdzieś wcześniej? - spytałam
- Nie, chyba nie. - odpowiedział
- Jestem Ola. - podniosłam się na łokciu i wyciągnęłam do niego rękę
- James. - uścisnął moją dłoń - Naprawdę mi przykro, że w ciebie wjechałem.
- Nie sprawy. - powiedziałam - zadzwonił mój telefon, zignorowałam to
- James Maslow "Clarity"? - spytał
- Tak. Mój ulubieniec z Big Time Rush. - odpowiedziałam
- Rusherka?
- Tak, a ty Rusher?
- Można tak powiedzie. - odpowiedział
  Chciałam go spytać o co mu chodziło, ale wszedł lekarz i przerwał naszą rozmowę.
- Widzę, że się dogadaliście. - powiedział
- Sami jesteśmy tym faktem zdziwieni. - powiedziałam
- A więc tak, pani Aleksandra, badanie krwi, tomografia głowy i prześwietlenie nogi, a pan James badania krwi i prześwietlenie. - powiedział - Zaraz przyjdą pielęgniarki i zabiorą was na badania.
  Wyszedł. Po minucie do sali weszły pielęgniarki. Zabrały mnie i Jamesa na badania. Do sali wróciłam po pół godzinie. James już tam był, robił coś w telefonie.
- Jak badania? - spytałam
- Zbite kolano, muszę poczekać jeszcze na wyniki badania krwi.
- Prawie tak samo, tylko muszę czekać na wyniki z tomografii.
  Zaczelismy ze sobą rozmawiać. Im dłużej rozmawialiśmy tym bardziej miałam większe wrażenie, że znam Jamesa.
- Wiesz co, jesteś słodka. - powiedział
- Ta jasne.
- Nie chciałabyś może wyjść ze mną do kina?
- Z miłą chęcią. - powiedziałam
 Do sali weszli: blondyn, latynos, szatyn i blondynka. Znałam ich, byli to Kendall Schmidt, Carlos Pena. Logan Henderson i Halston Sage.
- Cześć kochanie, dlaczego tu leżysz? - - spytała dziewczyna
James spojrzał na mnie. Byłam wściekła.
- Ola...
- Dzięki, że mi powiedziałeś, że jesteś sławny. O, a przede wszystkim dziękuję ci za to, że powiedziałeś mi o tym, że masz dziewczynę. - przerwałam mu
- O co chodzi? - spytała Halston
- O to, że twój chłopak zaprosił mnie na randkę. - wstałam z łóżka i skierowałam się do wyjścia
- Ola, czekaj.
- Zostaw mnie. - powiedziałam i kulejąc wyszłam z sali
  Poszłam do parku. Może nie było to zbyt mądre, ale musiałam to wszytko przemyśleć.

***James***

  Jak zwykle moi przyjaciele zjawiają się w jak najmniej odpowiednim momencie.
- James, możesz mi to wyjaśnić? - spytała Halston
- To my poczekamy na zewnątrz. - powiedział Logan i razem z chłopakami wyszli na korytarz
  Między mną, a Halston nastała krępująca cisza. Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. W końcu zebrałem w sobie odwagę.
- Halston, między nami od dawna nie układa się za dobrze. Uważam, że musimy się rozstać.
- Ja też tak uważam.
- Proszę nie... - dotarło do mnie co powiedziała - Chwila, ty przyznajesz mi racje?
- Tak o co chwila jesteś w studia, albo masz koncert, ja też mam masę zajęć. Nie mamy dla siebie czasu. Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.
- Oczywiście.
- Możemy już wejść. - zza drzwi wynurzyła się głowa Carlosa
- Jest Ola na korytarzu? - spytałem
- Wyszła ze szpitala. - odpowiedział Kendall
Zaniepokoiło mnie to, ponieważ miała czekać na wyniki. Po chwili wszedł lekarz.
- Gdzie jest pani Aleksandra?
- Wyszła ze szpitala.
- jak to, przecież miała czkać na wyniki.
- Spokojnie, stało się coś?
- Ma krwiaka w mózgu. Musimy jak najszybciej operować inaczej może umrzeć.  - powiedział
- Co?! - spytałem i wybiegłem z sali
  Noga mnie strasznie bolała, ale ignorowałem to. Oli nie było przed szpitalem. Pobiegłem do parku, mówiła, że zawsze tam chodzi jak jest smutna. Kiedy straciłem nadzieje na to, ze ją odnajdę zauważyłem ją nieprzytomną pod drzewem. Pobiegłem do niej, wziąłem ja na ręce i wróciłem do szpitala.
  Lekarz był pełen podziwu, że dałem sobie radę z bolącą nogą. Zabrał ją na operacje, a jakaś pielęgniarka wręczyła mi wypis.  Stałem jeszcze przez chwilę zamyślony dopóki nie podeszli do mnie chłopacy.
- Wiecie gdzie ona jest?
- Na sali operacyjnej.
Poszedłem w tamtym kierunku, akurat wychodził lekarz. Powiedział, że operacja przebiegła pomyślnie i Ola niedługo wróci do zdrowia. Postanowiłem wrócić tu jutro po nagraniach.

***Ola***

Obudziła mnie czyjaś rozmowa.
- Szczęście w nieszczęsciu, że ten gwiazdor  uderzył w tą dziewczynę. - powiedziała jedna z pielęgniarek
- Masz szczęście, pewnie nie szybko zgłosiłaby się do szpitala.
- Czy panie mówią o mnie? - spytałam
- Wybacz nam. - powiedziała jedna z nich
- Nic się nie stało. - powiedziałam - Czyli James uratował mi życie?
Do sali wszedł lekarz.
- Pani wyniki są idealne, jeśli pani chce możemy panią wypisać.
- Tak. - powiedziałam
 Lekarz wyszedł, ja się przebrałam. Kiedy byłam gotowa wzięłam wypis od lekarza i wyszłam ze szpitala. Skierowałam się do parku. Wszystko sobie przemyślałam i postanowiłam, że pojadę do studia i porozmawiam z Jamesem.
Zamówiłam taksówkę, bo z bolącą noga daleko bym nie zaszła. Kiedy dojechałam na miejsce weszłam do środka i zaczęłam szukać któregokolwiek z chłopaków. Zobaczyłam drzwi na których było ich zdjęcie. Po cichu weszłam do środka, akurat nagrywali piosenkę.

***James***

  Od rana nie mogłem się na niczym skupić. Cały czas myślałem o Oli. Już czwarty raz nagrywamy ten sam fragment piosenki. Spojrzałem w stronę drzwi. Stała w nich.
- Możemy zrobić przerwę? - spytałem
- Niech ci będzie. - powiedział nasz menadżer
  Skierowałem się do drzwi, w których stała Ola. Chciałem się odezwać, ale ona mnie ubiegła.
- Możemy pogadać w cztery oczy? - spytała dziewczyna
- Jasne. powiedziałem
  Przeszliśmy do mojej garderoby. Kiedy byliśmy w środku Ola odezwała się.
- Dziękuję za uratowanie mi życia.
  Zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie.
- Mogę ci je częściej ratować.
  Tym razem ja ją pocałowałem
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Jak wam się podoba?
Czekam na opinie w komentarzu. :)



wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 7

... Robert.
- Co tu robisz? - spytałem
- Jest Kamila? - odpowiedział pytaniem
- Nie ma jej. - skłamałem -  Ale nawet jeśli by była, nie sądzę, że chciałaby z tobą rozmawiać.
-Mogę na nią poczekać? - wszedł do przedpokoju  - Właśnie widzę jak jej nie ma.
- Spadaj. - powiedziała Kamila
- Słyszałeś co powiedziała? Spadaj, - chciałem go wypchnąć
- Nie rozkazuj mi. - powiedział i popchnął mnie
 Uderzyłem w szafkę i ostatnim co usłyszałem buło moje imię wykrzyknięte przez Kamilę.

***Kamila***

- Kendall! - krzyknęłam
   Nie wiem czemu, ale poczułam jakieś dziwne ukłucie w sercu, a w mojej głowie pojawiła się myśl "Co bym zrobiła jakby go nie było?" 
- Co cię obchodzi ten palant? - spytał Rob
- Palant? Palant stoi przede mną i całował się z moją przyjaciółką. - podeszłam do niego
- Uspokój się. - powiedział
- Spadaj. - wypchnęłam go przez drzwi
 Wróciłam do salonu. Zadzwoniłam po pogotowie. Nie musiałam na nich długo czekać.  Zabrali Kendalla do szpitala. Pojechałam za nimi samochodem. Zdziwiłam się, że tak dobrze mi poszło. Biorąc pod uwagę, że prowadziłam ostatnio trzy lata temu. Powodem tego był wypadek, z którego na szczęście wyszłam bez uszczerbku na zdrowiu.
  Wracając do tematu Kendalla. Kiedy dojechałam do szpitala zajmowali się nim lekarze. Dowiedziałam się tylko, że jest nieprzytomny.Zadzwoniłam do Jamesa, żeby go powiadomić. Ledwo mnie słyszał przez hałas, który spowodowany był głośną muzyką na imprezie. Kilka minut po moim telefonie chłopacy znaleźli się w szpitalu.
- Impreza się udała? - spytałam
- Lepiej mów co z Kendallem. - powiedział Carlos
- Jest nieprzytomny, lekarze nie chcą nic więcej powiedzieć.
- Jak ty się tu dostałaś? - spytał Logan
  Pokazałam mu kluczyki. Cała trójka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Prowadziłaś? - spytali równocześnie
- Tak, któryś z was wogóle nie pił?
- Carlos. - powiedział James
- Carlos, prowadzisz. - rzuciłam mu kluczyki - Jedźcie do domu i doprowadźcie się do porządku.
- Dasz sobie radę? - spytał James
- Dam. - powiedziałam, przytulił mnie
  Nie chciałam go wogóle puszczać. Chciałam, żeby mnie pocieszył, ale znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że od razu pojedzie do Roberta i Vicky i zrobi porządną awanturę. Jak na starszego brata przystało.
- Jedź już. - powiedziałam
  Poszedł za chłopakami w stronę wyjścia.Zostałam sama. Łzy napłynęły mi do oczu, a w mojej głowie znowu pojawiła się myśl: "Co bym zrobiła jakby go nie było?" Było to dziwne. Zawsze postrzegałam Kendalla jako przyjaciela. Czy to możliwe, że mogłam się w nim zakochać? Moje przemyślenia przerwał lekarz.
- Pani jest przyjaciółka Kendalla Schmidta? - spytała
- Tak, coś z nim jest?
- Obudził się. Będzie musiał zostać na obserwacji. Może pani do niego wejść.
- Dziękuję.
  Weszłam do środka. Kendall był podłączony do urządzenia, które denerwowało swoim pikaniem.
- Cześć. - powiedział
- Hej, jak się czujesz? - spytałam
- Bywało lepiej. Usiądź. - wskazał wzrokiem krzesło koło łóżka
 Usiadłam. Zaczęliśmy rozmawiać. Kendallowi pomyślnie udało się omijać temat Roberta i Vicky.
- Chłopacy byli. - powiedziałam
- Powiedziałaś im? - spytał
- Nawet nie zdążyli spytać, bo wysłałam ich do domu.
- A co i powiesz jak spytają co się stało?
- Chciałabym im powiedzieć prawdę, że Rob i Vic mnie zdradzili, a ty później stanąłeś w mojej obronie i tak znalazłeś się tak, ale znasz Jamesa.
- Co? - usłyszałam głos mojego brata
- Świetnie. - powiedziałam tak, że tylko Kendall mógł to usłyszeć, wszedł lekarz
- Bardzo mi przykro, ale musicie już wyjść. Pan Kendall potrzebuje dużo odpoczynku. - powiedział
- Cześć. - pożegnałam się z Kendallem
- Pa. - powiedział do mnie i Jamesa
  Wyszliśmy z jego sali. Wiedziałam, że James nie odpuści rozmowy, więc powiedziałam tylko:
- Pogadamy w domu.
  James nic nie mówiąc mnie przytulił. Tego właśnie teraz potrzebowałam. Wsparcia ze strony brata. Oczywiście ta chwila nie mogła trwać wiecznie.
Wróciliśmy do domu.